Czasem odnoszę wrażenie, że „pożeraczy kultury” w Polsce można z grubsza podzielić na zagorzałych fanów tworów made in Japan (ze szczególnym uwzględnieniem anime) oraz ludzi, do których ta estetyka zupełnie nie trafia.
Niżej podpisany, przynależy do trzeciej grupy (według moich doświadczeń najmniej licznej) składającej się z osób nastawionych neutralnie do egzotycznych dzieł z dalekiego wschodu i oceniających je podług tych samych kryteriów co produkcje lokalne.
Ponadto Drodzy Czytelnicy mają do czynienia z recenzentem, dla którego serial „Ghost in the Shell: Stand Alone Complex” był pierwszym spotkaniem z tym uniwersum. Zatem dorzeczy.
Sezon pierwszy składa się z 26 krótkich (niespełna półgodzinnych) odcinków. Wśród nich mamy odcinki typu stand alone stanowiące odrębną całość oraz odcinki typu complex – wówczas jeden wątek ciągnie się przez kilka epizodów.
Akcja serialu ma miejsce w Japonii w roku 2030, w rzeczywistości cyberpunkowej, wypełnionej elektroniką współistniejącą z ludźmi w znacznie większym stopniu niż obecnie (nawet jak na Japonię). Bohaterami są członkowie policyjnej jednostki do walki z terrorem technologicznym z major Motoko Kusanagą na czele. Wydarzenia przedstawione w serialu mają miejsce przed spotkaniem z Władcą Marionetek.
Odcinki typu stand alone mają różny poziom. Część jest słabsza, zwłaszcza te na początku sezonu sprawiają wrażenie tendencyjnych i służących przede wszystkim zaprezentowaniu bohaterów oraz świata przedstawionego. Jednak późniejsze części są ciekawsze, chociaż czasem wydawało mi się że twórcy nieco zbyt usilnie próbowali wywołać w widzach emocje (nie zawsze udolnie). Znacznie lepiej prezentują się odcinki typu complex. Jest to zrozumiałe, gdyż trudno rozwinąć wciągający wątek kryminalny w ciągu 20 minut i zmieścić w tym małym czasie jego rozwiązanie, a śledztwo okrasić pasującymi do charakteru zachowaniami policjantów. Natomiast w dłuższym metrażu podzielonym na wiele odcinków autorzy mieli znacznie większe pole do popisu. W tych odcinkach przewija się wątek Człowieka Śmiechu – nieuchwytnego technoterrorysty (lub grupy terrorystów), którego wyczyny wywołały zainteresowanie znacznej części społeczeństwa.
Mamy tu do czynienia z ciekawą intrygą i z przyjemnością obserwujemy śledztwo razem z detektywami odkrywając kolejne elementy układanki. Odcinki mają bardzo dopracowany scenariusz i dialogi. Moją sympatię wzbudziła trwająca niemal cały odcinek sekwencja debaty na temat poszukiwanego terrorysty. Sześć osób rozmawiających w zamkniętym pomieszczeniu potrafiło przyciągnąć uwagę na tyle, że ani przez moment nie czułem się znudzony. Bezbłędnie wyreżyserowany talk show.
Część wątków, zarówno w odcinkach stanu alone jak i complex (chociaż w tych pierwszych częściej), zostały rozwiązane w sposób nieco naiwny i naciągany. Czasem pojawiały się też uproszczenia logiczne, które mnie osobiście trochę psuły wrażenie z seansu. Niektórych widzów mogą razić odrobinę zbyt schematyczne postaci. To jednak można wytłumaczyć tym, że specjalną jednostka policyjna potrzebowała funkcjonariuszy o określonych profilach osobowości oraz warunkach fizycznych, którzy to funkcjonariusze będą się wzajemnie uzupełniać. W końcu bohaterowie „Nietykalnych” Briana de Palmy także byli nieco przerysowani (może nie aż tak, jak w „Ghost in The Shell” ale w filmie animowanym jest to mniej rażące). To, czego nie jestem w stanie zrozumieć, to mundur major Kusanagi panujący raczej do tancerki w nocnym klubie, niż do oficera policji. Ktoś mógłby powiedzieć: Skąd wiemy jaka będzie moda za 15 lat… Jednakże jedyne przekonujące mnie uzasadnienie takiego ubioru to potrzeba wywołania u widza pozytywnych wrażeń estetycznych. Warto wspomnieć, że ta sztuka udała się autorom. Postacie narysowane są starannie, ładną kreską. Jak na mój gust w serialu było za dużo efektów komputerowych, ale to już kwestia osobistych preferencji.
Już nie tak pozytywnie, jak obraz wypada dźwięk. Aktorstwu oraz dopasowaniu głosów do postaci niczego nie mogę zarzucić, ale efekty dźwiękowe brzmią sztucznie, a oprawa muzyczna jest jedynie poprawna.
Na końcu każdego odcinka znajdziemy kilkuminutowe filmiki z serii “Tachikomy dzień powszedni”. Są to krótkie skecze opisujące perypetie specjalistycznych robotów obdarzonych sztuczną inteligencją w zabawny sposób podsumowujące wydarzenia danego odcinka. Kilka z nich jest nawet ciekawych, generalnie jednak nie trafił do mnie ten typ humoru.
Wydanie DVD jest ubogie, żeby nie powiedzieć “sterylne”. Poza serialem oraz fanowskimi napisami nie znajdziemy na nim nic. Żadnych materiałów specjalnych. Nawet nie ma menu, jest tylko folder z serialem. O przepraszam, mamy jeszcze folder z instalką AllPlayera i kodekami. To jednak wciąż trochę mało…
Podsumowując „Ghost in the Stell” to dobry serial kryminalny w cyberpunkowych realiach. Można się przyczepić do wielu rzeczy, ale wydaje mi się, że za obecną cenę sklepową można przymknąć oko na takie bzdury, jak detektyw Togusa używający w 2030 roku sześciostrzałowego rewolweru oraz ubogie wydanie DVD.
Autorem tekstu jest Wojciech Becla
Dodaj komentarz