Filmy z legendarnej serii „Gwiezdne wojny” od lat biją rekordy popularności. Nie inaczej jest z najnowszym obrazem – pt. „Ostatni Jedi”.
Film ten zanotował w samych USA najlepsze otwarcie 2017 i po pierwszym weekendzie zarobił 220 milionów dolarów! Krytycy zachwycają się tym dziełem, a wierni fani szturmują (nomen omen) sale kinowe. Czy rzeczywiście jest to film, na który warto wybrać się do kina? Zobaczmy.
„Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi” w szczegółach
14. grudnia w Polsce miała miejsce prapremiera 8. już filmu z cyklu „Gwiezdne wojny”. Co trzeba wiedzieć o tym filmie? – Na początku warto powiedzieć, że jest to bezpośrednia kontynuacja nie poprzedniego, należącego do serii „historie” filmu – „Łotr 1.”, ale pochodzącego z 2015 roku „Przebudzenia Mocy”. Wraz z nim należy do tzw. trylogii sequeli. Warto wiedzieć, że pierwsze prace nad tym filmem rozpoczęły się już we wrześniu 2015 – a zatem przed premierą przedostatniej części. Wyreżyserowania podjął się Rian Johnson, znany z takich obrazów, jak: „Looper –Pętla czasu”, a także filmu przygodowego „Niesamowici bracia Bloom”. Johnson jest również autorem scenariusza nowych „Gwiezdnych wojen”. W obsadzie zobaczymy znane nazwiska: Daisy Ridley, Adama Drivera, Marka Hamilla, Carrie Fisher, Johna Boyega, Oscara Isaaca czy Andy’ego Serkisa. Postawiono również na nowe twarze. W roli Rose Tico, agentki oporu, obsadzono młodziutką i nieznaną szerszej publiczności Kelly Marie Tran. Same zdjęcia trwały od września 2015 do lipca 2016 i twórcy postanowili w filmie uwiecznić piękne zakątki Irlandii oraz Chorwacji – m.in. rozsławiony dzięki „Grze o Tron” Dubrownik. „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi” to wielkie przedsięwzięcie, które doskonale wpisuje się w znaną wszystkim od końca lat 70-tych XX. wieku sagę – mówi ekspert z serwisu dvdmax.pl.
Prawdziwi fani Gwiezdnych wojen będą ukontentowani. Film ten, mimo że jest kontynuacją „Przebudzenia Mocy” zawiera w sobie elementy zaskakujące, które sprawiają, że ogląda się go jak odrębne dzieło. – Reżyser postanowił pograć nieco z naszymi przyzwyczajeniami. Twórcy bawią się zatem z widzem w „remiksy”, wykorzystują znane postacie, sceny i motywy i nadając im zupełnie nową jakość. Johnson robi to po mistrzowsku – gdy wydaje nam się, że wiemy jak coś się tak skończy, bo podpowiada nam to doświadczenie poprzednich części – następuje swego rodzaju zwrot i dostajemy coś, co uznajemy za nie do pomyślenia w filmie tego typu. Widzowie czują się momentami wywiedzeni na manowce konwencją „Gwiezdnych wojen” i tą narzuconą przez sam gatunek. To film, w którym nieustannie coś się dzieje – krytycy nawet podkreślają, że to prawdziwa karuzela atrakcji z zawrotnym tempem i ujęciami, które wciskają widza w fotel. Do tego doliczyć należy ciekawą konstrukcję bohaterów i świata przedstawionego w filmie – bohaterowie na naszych oczach przechodzą przemiany, a świat jeszcze wyraźniej skonstruowany jest na zasadzie kontrastu – oczywiście po jednej stronie jest jasna strona Mocy, po drugiej ciemna. To bez wątpienia film ciekawy, który zobaczyć powinni wszyscy – nie tylko oddani fani – dodaje nasz ekspert (dvdmax.pl)
Jak w jednym zdaniu określić nowe „Gwiezdne wojny”? To film, w którym reżyser łączy styl „Łotra 1” z dynamizmem „Przebudzenia Mocy”. Robi to w najlepszym stylu i tym samym zaprasza do odwiedzenia kina. Takich zaproszeń się nie odrzuca.
Dodaj komentarz