Chciałbym napisać, że w powieści Asy Larsson widać kobieca rękę. Naprawdę chciałbym, ale nie mogę.
Nie wolno mi tego napisać, bo polityczna poprawność nie pozwala mi dostrzegać różnic pomiędzy kobietą, a mężczyzną. Nie pozwala mi powiedzieć, że są pewne nieprzekraczalne granice pomiędzy dwiema płciami oprócz biologicznych, a i one są kwestionowane przez medycynę i myśl społeczną ostatnich lat(dekad?).
Niestety Słoneczna Burza jest bardzo kobiecą powieścią kryminalną, znacznie różną od tych pisanych przez mężczyzn. Jest to powieść, w której wątek psychologiczny i obyczajowy budzą nie mniejsze emocje niż intryga kryminalna, którą razem z bohaterkami odkrywamy. Ale nie chodzi o to, że wraz z dochodzeniem poznajemy osobiste problemy bohaterów. Nie chodzi o to, że to kobiety są głównymi bohaterkami historii. Wreszcie nie chodzi o wieńczącą powieść scenę porodu. Chodzi o pewien rodzaj wrażliwości charakterystyczny dla płci pięknej(wiem, że jest czasem spotykany u mężczyzn; wiem, że nie wszystkie kobiety piszą w ten sposób. Jednak te przypadki są wciąż marginalne, zatem w całej swojej seksistowkiej obrzydliwości uzurpuję sobie prawo do nazywania owego stylu charakterystycznym dla kobiet).
Ostatnia sprawiedliwa
Główną bohaterką powieści jest pracująca w Sztokholmie prawniczka Rebeka Martinson prowadząca na własną rękę dochodzenie w sprawie brutalnego morderstwa przywódcy religijnego sekty przyciągającej z całej Szwecji, nie tylko rzesze wyznawców, ale i wagony żywej gotówki. Akcja osadzona jest w prowincjonalnej miejscowości, gdzie sekcie udało się połączyć wszystkie odłamy protestantów. Toteż pastorowie z niechęcią patrzą na obcych, którzy lada chwila odkryją i nagłośnią jakąś aferę związaną ze zborem i rozdmuchają ją na całą Skandynawię. Jeszcze mniej przychylnie patrzą na Rebekę, której Kiruna(tak nazywa się miejscowość, w której toczy się historia) jest rodzinną mieściną, a z wieloma mieszkańcami ma od dawna niewyrównane porachunki.
Słoneczna Burza wywołała we mnie bardzo pozytywne odczucia. Pierwszym i – w mojej ocenie – oczywistym skojarzeniem jest film Fargo Braci Coen. Mroczna intryga w zimowej scenerii i policjanta w ciąży usiłująca stawić czoła zbirom nie pozostawia wątpliwości. Co więcej całość czyta się niemal jednym tchem. Postacie są wyraziste i zapadają w pamięć. A intryga z budzi ciekawość i napięcie. Gdy natomiast dochodzenie przedzierzga się w akcję napięcie jeszcze wzrasta, co jest dla kryminału niezmiernie ważne.
Konkretna łamigłówka
Będąc człowiekiem(nieskromnie pozwalam sobie tak siebie określić) oczytanym podchodzę do kryminałów z nastawieniem, że mordercą okaże ten, kogo najmniej się spodziewamy, dlatego też przyglądam się wszystkim postaciom występującym w powieści i brać ich pod uwagę, by nie dać się zaskoczyć. Czasem to podejście się sprawdza, ale nie w tym wypadku. Akurat trafiła się postać, którą w podejrzeniach ominąłem i to ona była sprawcą zbrodni. Przez moment uważałem, że autorka trochę za wcześnie zdradziła tajemnicę, ale nawet znając sprawcę, emocję wywoływało poznawanie zleceniodawcy…
Mocno zidentyfikowałem się z bohaterami powieści. Przeżywałem razem z nimi tę przygodę. I razem z nimi obawiałem się o ich życie. Jedna tylko scena nie przemówiła do mnie tak mocno, jak zapewne powinna. Mimo, iż nie zgadzam się z kartezjańskim podejściem do praw zwierząt, to nie byłem w stanie wczuć się w scenę porwania psa. Po prostu nie mogłem tego potraktować zupełnie na poważnie.
Mały spojler na temat mocnego przekazu
Pozwolę sobie w tym akapicie na pewien spojler, ale muszę to napisać, że bohaterka wzbudziła we mnie ogromną sympatię swoim zachowaniem w finale. Tu także objawiła się wspomniana przeze mnie różnica w kobiecym i męskim podejściu do problemu. Podczas, gdy męscy superbohaterowie zabijając dokonują srogiej pomsty w zapalczywym gniewie lub litościwie darują życie swoim oprawcom, by ostatniej chwili uśmiercić ich, gdy wykorzystują daną im szansę do podjęcia próby zabicia ostatniego sprawiedliwego, Rebeka Martinson przeprowadza racjonalną kalkulację. Skruszony bandzior, który być może chce zadośćuczynić wyrządzonym krzywdom i małe dzieci, którym bandzior być może zagraża. Zabić, czy zaufać? Prawniczka wybiera niewinne dzieci. Członek bandy nie jest wart ryzyka ich życia.
Z maczetą wśród ludzi
Ponadto w powieści mamy ciekawy obraz społeczności na Szweckiej prowincji, a także tego, jakie konsekwencje społeczne może wywołać pokładanie zbyt dużej ufności w duchownych, którzy są tylko ludźmi. Zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z podejrzaną sektą.
Moją uwagę zwróciło także parę fragmentów pokazujących rozwój technologiczny. Powieść powstała 10 lat temu, a bohaterowie korzystają z całkiem nowych, jak na nasze realia gadżetów elektronicznych…
Nie mam żadnych zastrzeżeń, co do tłumaczenia i redakcji powieści. Jedna wyłapana przeze mnie literówka na 360 stron prozy to naprawdę niewiele. Nie byłem w stanie odnaleźć klucza w zmieniającym się czasie narracji z teraźniejszego na przeszły. Jednak ta nieregularność pojawiła się dopiero pod koniec(wcześniej były zmiany, ale jak najbardziej czytelne), gdy historia tak mocno zaabsorbowała moją uwagę, że przestałem zwracać uwagę na takie „niuanse”.
Podobne artykuły :
Lubisz czytać? Najlepsza strona z ebookami w sieci czeka na Ciebie! Wszystkie najciekawsze nowości wydawnicze w jednym miejscu.
Dodaj komentarz