Jako, że wielu mediach tematem przewodnim są wybory do Parlamentu Europejskiego, pozwalam sobie zrecenzować książkę autora ukrywającego się pod pseudonimem Martines. Mowa o Ostatecznej manipulacji.
Co prawda nie od razu wiemy, że w książce, której akcja dzieje się w Stanach Zjednoczonych ta instytucja ze Starego Kontynentu odegra jakąś istotną rolę. Przez ponad ¾ książki jedyną wskazówką jest okładka utrzymana w niebieskiej tonacji ozdobiona kilkoma żółtymi gwiazdkami i rysunkiem nagiego mężczyzny na mównicy.
Bohaterem książki jest Adam Giters. Zawodowy manipulator. Ktoś w rodzaju lobbysty-freelancera. Człowieka, który na zlecenie wywiera wszelkimi metodami wpływ na decydentów. A to skłoni jakąś restauratorkę do kupna tej, a nie innej restauracji, a to pomoże dobrze sytuowanemu karłowi zostać burmistrzem jakiegoś miasteczka na dalekiej prowincji… W pewnym momencie bohater zaczyna wikłać się w związek z kobietą, która jest obiektem zlecenia. Na skutek tego i paru innych zbiegów okoliczności wikła się coraz głębiej w coraz grubsze afery. Nie chcę wchodzić tutaj w szczegóły, bo w książce co chwilę pojawia się jakiś zwrot akcji, większy lub mniejszy. Przez to nie sposób nawet jednoznacznie określić jej gatunku. Osobiście podporządkowałbym to do nurtu opowieści o oszustach. Takich, w których nigdy nie wiadomo, kto jest wrabianym, a kto wrabiającym. Schemat znany głównie z filmów takich jak znakomity Dom Gry w reżyserii Davida Mameta.
Jednocześnie zaznaczam, że nie chciałbym być źle zrozumiany powołując się tu na wybitne kinowe dzieło. Ostateczna Manipulacja to zdecydowania nie jest ta liga, co Mamet. Jeśli porównywać dzieło autora ukrywającego się pod pseudonimem Martines do filmów, to znacznie bliżej mu do amerykańskich komedii romantycznych. Znaczną część książki zajmują igraszki i rozmówki pomiędzy parą zakochanych bohaterów. Początek przypomina trochę opowiadanie Świat jest pełen chętnych suk Jacka Piekary: Przystojny uwodziciel podrywa dziewczynę w klubie, doprowadza ją na wyżyny rozkoszy, po czym okazuje się robi to niemal zawodowo. Niestety później relacje okazują się znacznie bardziej naiwne niż u Piekary.
Cała książka Ostateczna manipulacja jest dość krótka i czyta się ją szybko i bezboleśnie. Częste obrazowe, niemal poetyckie porównania czynią lekturą jeszcze przyjemniejszą.
To co psuje wrażenie z lektury to niekiedy błędy językowe. I nie błędy pojawiające się w dialogach, gdzie jeszcze są jak najbardziej dopuszczalne, ale w narracji. Mnie osobiście to mierzi. Natomiast jest coś znacznie gorszego: cała historia jest zwyczajnie mało wiarygodna. Zwroty akcji, choć zaskakujące i ciekawe, wydają się naciągane, a nawet z błędami logicznymi. Ot wybitny haker nie zauważył, że włamuje się do firmy, która nie istnieje… Czasem historia sprawia wrażenie improwizacji pisanej bez planu. Na początku czytamy informację o tym, że bohater wybrał się z kolegami na polowanie. Gdzie są ci koledzy? Co to za polowanie? Przez całą dalszą część książki wiemy, że Adam działał sam…
Wiele rzeczy można książce wybaczyć, ale błędy logiczne nie zaliczają się do nich. Zwłaszcza w wypadku powieści o przekrętach, które są przemyślane i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach razi fakt, iż autor nie podszedł do swojej pracy tak sumiennie, jak jego bohaterowie. Ponadto cała idea jest zwyczajnie naiwna i zahaczająca o moralizatorstwo. Niemniej Ostatczna manipulacja może się spodobać średnio wymagającym czytelnikom, a jej format sprawia, że łatwo zmieścić ją do teczki, by umilić sobie podróż pociągiem.
Podobne artykuły :
Lubisz czytać? Najlepsza strona z ebookami w sieci czeka na Ciebie! Wszystkie najciekawsze nowości wydawnicze w jednym miejscu.
Dodaj komentarz