Lubisz koncerty muzyczne? W takim razie odwiedź stronę MuzyczneKoncerty i wygraj bilety na najlepsze wydarzenia muzyczne w Polsce.
Jack White inwestuje przede wszystkim w siebie. Nie przyzwyczaja słuchaczy do jednego zespołu nieustannie żonglując około-rockowymi brzmieniami.
Jednak czy był to duet w czerwono-białe pasy, czy też paroosobowa ekipa muzyków miłujących ciężkie brzmienia, to spod jego palców blues zawsze wyciekał jednostajną strużką. Dlatego też „Blunderbuss” nie powinien nikogo zadziwić. Lub powinien, biorąc pod uwagę klasę, z jaką White dopisał własny wiersz do wiekowej już historii muzyki rodem z Mississippi.
Start iście przebojowy. Wybrzmiewający echem dokonań The Raconteurs „Sixteen Saltines” idealnie nadaje się na promocję płyty. Jednak to poprzedzający go „Missing Pieces” nadaje produkcji tempa i stylu – bogato zaaranżowane kompozycje nie stronią od brzmień organów, pianina, klarnetu, czy skrzypiec. Duża w tym zasługa zaproszonych gości, w większości mieszkających z Whitem po sąsiedzku, w Nashville.
„Blunderbuss” to czterdzieści minut muzyki, która pozornie może rozczarować nie oferując chwytliwych refrenów, bądź też solówkowej pogoni za sekcją rytmiczną – w końcu do tego przez lata zdążył przyzwyczaić swoich słuchaczy Jack White. Warto jednak wsłuchać się w treść i wolno sączące się melodie, by zachłysnąć się czarem małomiasteczkowego Saloonu, pulsującymi instrumentalnymi dialogami oraz balladami, które podszyte lekko roztrzęsionym głosem Bladolicego i żeńskimi chórkami same zaszczepiają się na ustach każąc się nucić. „Blunderbuss” dotyka tak głębokich i szczerych pokładów bluesowej klasyki, iż słuchając ich zastanawiam się czemu weterani tegoż gatunku tak rzadko podchodzą do komponowania w sposób inny, niż grając bluesowe pentatoniki na tle dwunastotaktowego pochodu. Widać za słabością do kapeluszy, starych gitar i automobili kryje się tu przede wszystkim duże serce do czarnej muzyki.
Album dzieli swój tytuł z nazwą broni palnej pamiętającej czasy królów. Pozorny brak korelacji z muzyką Jacka White’a można zastąpić domysłami – drewniana, kunsztownie wykonana broń z ozdobnymi elementami kojarzy się z dawno zapomnianą elegancją. „Blunderbuss” dzieli z szesnastowiecznym garłaczem nie tylko nazwę – to muzyka, której nie sposób nie docenić.
Blunderbuss
Jack White
Sonic Distribution
Autorem tekstu jest Daniel Barnaś
Nie fajne. The Wthite Stripes było o wiele lepsze. Oprócz tego nowa płyta jest po prostu nudna, a tego się po Jacku nie spodziewałem. Każdy jednak może mieć swoje własne zdanie, dlatego też nie będę polemizował z autorem recenzji. Podoba mi się jednak jego styl oraz to, że przynajmniej on zna się na muzyce, co nieczęsto potwierdzają w swoich tekstach ich autorzy.
Ty misiek chyba nie wiesz co jest fajne, a co nie fajne. Może wolałbyś kolejną płytę w stylu techno rocku, jak ta którą nagrali Linkin Park? W końcu trafia się jakaś ambitniejsza produkcja muzyczna a wy ją od razu musicie krytykować. Litości, bo nie mogę z takimi. Idźcie słuchać eski lub mtv, bo tam jest dla was odpowiednia muzyka.
Niewiele w tym Jacka White’a, ale za to dużo komerchy. niestety, nawet taki wspaniały muzyk sprzedał się w końcu i teraz wydaje płyty tylko i wyłącznie dal kasy. niektórym pewne to nie przeszkadza, ale mi, jako słuchaczowi, który lubi go od wielu lat, bardzo to przeszkadza.