Autor Senfiliady zdradza, czy jego bohater dotrze do Wrocławia.
Wojciech Becla: Jak doszło do napisania Senfiliady?
Robert Zamorski: „Senfiliadę” napisałem dość dawno, to była połowa lat 90. Po prostu nie udało mi się kontynuować nauki na studiach prawniczych, miałem trochę wolnego czasu. Miałem ochotę napisać historię i przypadkiem wyszła mi „Senfiliada”. Nie planowałem tego jako powieści.
WB: Czemu nie wydał jej Pan od razu?
RZ: Początkowo wysłałem ją do jednego wydawnictwa, odrzucili ją, a ja się zniechęciłem i odłożyłem na półkę. To, że się zdecydowałem na jej wydanie wynikało trochę ze zbiegu okoliczności. Fragmenty tego utworu publikowałem na stronie Nowej Fantastyki w bodajże 2011 roku i stwierdziłem, że jest zainteresowanie wśród czytelników, że „Senfiliada” po tylu latach nadal się podoba. Udałem się do redakcji i wydałem.
WB: Trudno było wydać książkę?
RZ: Czy trudno było wydać książkę… Na pewno nie było łatwo, ale się udało i cieszę się, że się udało, bo dzięki temu mogę to książkę trzymać na półce, a nie tylko w szufladzie (śmiech). Starałem się w paru wydawnictwach. Warszawska Firma Wydawnicza wydała ją bardzo ładnie w dużym formacie z bardzo dobrą okładką.
WB: Czy ma pan jakiś sentyment do kotów, że na bohatera swojej powieści wybrał pan akurat jednego z nich?
RZ: Dobre pytanie. Lubię koty za ich niezależność, za ich wolną naturę. Senfil tez jest niezależny, cały czas się buntuje. Poza tym mógł też zadziałać tutaj sentyment do Kota w butach… Po prostu uznałem, że kot jest najlepszy do opowiedzenia tej historii. Obdarzony rozumem, a zarazem zachowujący swoją kocią naturalną potrzebę wędrówki.
WB: Czy fragmenty, które pod koniec powieści odbiegają formalnie od reszty były częścią planu czy też była to improwizacja?
RZ: Nie było żadnego planu! Była potrzeba pisania, szedłem w tym kierunku, stwierdziłem, że mi się podoba, kontynuowałem. Po napisaniu nadal mi się podobało, więc te fragmenty zostały w takiej formie. Cała historia mniej więcej w tym samym okresie ’94-‘95. Jedynie ostatni rozdział i zakończenie zostały dopisane później.
WB: Czyli cała powieść była improwizacją?
RZ: Na początku miało to być opowiadanie. Napisałem je i postanowiłem napisać ciąg dalszy. Tak powstało drugie opowiadanie. Gdy powstało trzecie opowiadanie, to stwierdziłem, że piszę powieść.
WB: W rozmowie autora z narratorem odbywającej się pod koniec powieści mówi się, że autor już napisał kiedyś opowiadanie o kosmitach. Czy to odniesienie do Pańskiej twórczości?
RZ: To jest rozmowa fikcyjnych postaci. Akurat o kosmitach mało pisałem, głównie w szkole podstawowej. Jedynym opowiadaniem, które publikowałem przed „Senfiliadą” był „Motyl”, ale to było w połowie lat 90.
WB: Wielu polskich pisarzy fantastów przemyca do swoich dzieł swoje poglądy polityczne i społeczne. W „Senfiliadzie” również pojawiają się nawiązania do polityki, jednak, nie udało mi się ustalić na tej podstawie, jakie są pańskie poglądy.
RZ: Moje poglądy? Uważam, że jestem osobą cały czas poszukującą jeśli chodzi o sprawy polityczne, religijne, społeczne… Cały czas szukam drogi przez ten świat. Idę, rozglądam, pytam się. Nie zastygam w żadnej formie politycznej. No może mam jakieś odchylenia – nie wiem czy prawicowe czy lewicowe – ale nie potrafię się wyrazić na ten temat.
W powieści natomiast przedstawiłem bohaterów, którzy mieli różne poglądy robiłem sobie trochę żartów z Jaruzelskiego (śmiech). Pisałem to co, akurat miałem na myśli. Staram się nie występować po stronie żadnej opcji politycznej, bo nie widzę w tym sensu. Każdy z nas powinien starać się spoglądać na świat jak najbardziej świeżo, iść własną drogą. Nie ma co przekonywać wszystkich do swoich racji.
WB: W scenie, w której Senfil znajduje zniszczony niemal doszczętnie egzemplarz „Pana Tadeusza” oraz „Inwazję pożeraczy ciał” w bardzo dobrym stanie dostrzegalne jest pewne wymieranie starych form wobec nowych, być może lepszych…
RZ: Popkultura jest bardzo kusząca, ze względu na możliwość atrakcyjnego przedstawienia różnych historii. Pan Tadeusz jest za to opowieścią narodową, jakby scalającą nas jako Polaków. Tu już w chodzimy w sprawy narodowe, ale dlaczego narodowe? Senfil przeżywa swoje przygody na terenie dawnej Polski. Odwiedza miasto Łódź. W następnej części będzie się wybierał do Wrocławia. Wrocław na szczęście może zostać odwiedzony przez Senfila jako miasto polskie, bo przecież Wrocław był kiedyś miastem niemieckim. Mam sentyment do kultury polskiej, do tego co było kiedyś, a co zostało zniszczone. Każda zmiana niestety niszczy to, co było kiedyś. Powstają nowe formy. Tu nie chodzi tylko o Polskę, bo Polska to jest tylko małe poletko, w którym akurat Senfil podróżuje, ale o cały świat.
Tutaj odniosę się do mojego opowiadania „Senne wędrówki Bernarda”. Tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale ono też w moim zamyśle mówi o tym samym świecie co „Senfiliada”, tyle, że w innych czasach. W czasach, gdy upadek świata dopiero zaczyna postępować. Bohater jest bogatym podróżnikiem po innych światach. Traktuję to jako pewną całość.
Jeżeli powieść się spodoba, to napisze kolejną część, w której Senfil trafi do Wrocławia. Nie pisze dlatego, że taki plan sobie założyłem. Po prostu lubię opowiadać historie. Pewna historia rodzi się w mojej głowie, chce być przelana na papier tak, jak „Chłopiec z zapałkami”. Chciałbym się tu odnieść do „Chłopca z zapałkami”, ponieważ niektórzy zarzucają mu, że jest to strumień świadomości. Tymczasem jest to historia ułożona i systematyczna. Chociaż może się nie podobać ze względu na mało przygodowy charakter.
WB: Rozumiem, że myśli Pan o kontynuowaniu przygód Senfila. Czy planuje Pan także inne powieści?
RZ: W tej chwili kończę pisanie innej powieści, także zwariowanej i zaczynającej się jak powieść fantasy. Dzieje się w przyszłości, a bohaterem jest pewien czarodziej. Fragmenty pojawiły się na stronie Nowej Fantastyki pod charakterystycznym tytułem „Nie czaruj po pijaku baranie!”. Opowieść o życiu, o umieraniu i o walce ze swoimi słabościami w fantastycznej scenerii.
WB: Fantastycznej czyli średniowiecze plus magia?
RZ: Średniowiecze już w tym świecie umiera. Umiera za życia głównego bohatera, który przeżywa rewolucję – trochę przypominającą tę, która była kiedyś w październiku (śmiech). Czary zostają zakazane, a bohater dodatkowo zmaga się ze skłonnością do napojów wyskokowych.
Mniej jest tam odniesień politycznych, bo uważam, że polityka w Polsce za bardzo zeszła na psy, żeby o niej pisać.
WB: Czy bardziej zależy panu na opowiedzeniu historii, czy ukazaniu rozważań i zmian bohaterów?
RZ: Moi bohaterowie się zmieniają. Znów odejdę od „Senfiliady”. Wrócę do tego co teraz piszę. Mój bohater jest zwykłym człowieczkiem, który mieści się w ramach swojego świata. Zajmuje się po trosze medycyną, po trosze czarami… Ale z czasem ta bajka staje się coraz bardziej nieprzyjemna. Podobnie jest z Senfilem, który początkowo nie poszukuje żadnych nowych treści. Dopiero pod wpływem tragedii musi opuścić wraz żoną miejsce zamieszkania, porwać się na czyny, które dotychczas uważał za zbyt trudne. Musi znaleźć nowe miejsce w świecie. Musi cały czas iść do przodu natrafiając na pozostałości po cywilizacji. Spotyka ludzi. Poznaje świat, który go kształtuje. Jest to świat zwariowany, a wydaje mi się, że jest to jeden z wiarygodnych wariantów rozwoju naszej cywilizacji.
WB: Zabawił się Pan w futurologa…
RZ: Troszkę. Po prostu napisałem pewną historię. Przeczytałem ją po kilku latach i stwierdziłem, że mi się podoba. Historia nietypowa. Nie jest to opowieść bezładna, czy pozbawiona sensu. Ma w sobie coś, co skłoniło mnie do pokazania jej szerszemu gronu czytelników. Tym bardziej, że jest wokół wiele historii papierowych, schematycznych. Dobrze jest stworzyć historię, która daje się czytać, a która zarazem odróżnia się od innych.
WB: Dziękuję za rozmowę.
RZ: Dziękuję i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Dodaj komentarz