W dniach 18-22. sierpnia odbyła się tegoroczna edycja konwentu Polcon. Imprezę ogólnie uważam za udaną, ale nie należy zapominać o paru wpadkach.
Polcon 2016 był niewątpliwie dużym wydarzeniem. Wszak jest to najstarsza tego typu impreza dla miłośników fantastyki i kultury popularnej w Polsce. Jak donoszą organizatorzy była to rekordowa edycja pod względem wydanych akredytacji medialnych. Nie tylko z Polski, ale również z Niemiec, Rosji czy Ukrainy. Nie wolno zapomnieć o licznych gościach, wśród których znalazły się tak głośne w polskiej fantastyce nazwiska jak Sapkowski, ale także gwiazdy spoza kraju. Rzucić można tutaj takie nazwiska jak Jack Ketchum czy Chris Achilleos.
Niestety to właśnie w związku z programem mam najwięcej zastrzeżeń. O ile prestiż zaproszonych gości specjalnych i ich wkład w program jest nie do przecenienia, a jakość spotkań niepodważalna, to już zagospodarowanie reszty harmonogramu pozostawia wiele do życzenia. Pierwsze problemy zaczęły się już na etapie zbierania programu i kontaktu z jego twórcami. O przyjęciu propozycji byli oni informowani na tyle wcześnie, że zdążyli się przygotować, ale niezrozumiałe jest dla mnie to, że w mailach, które dostawali była rozbieżność w terminach prelekcji z tym, co opublikowano na stronie jako „harmonogram roboczy”. Inna sprawa, że jeszcze w przeddzień rozpoczęcia konwentu, nadal na stronie widniał jedynie ów harmonogram roboczy, nie zaś ostateczny.
W stopce maili brakowało bezpośredniego kontaktu do organizatorów odpowiedzialnych, chociażby numeru telefonu i nazwiska. A na odpowiedzi co do wątpliwości związanych z terminami trzeba było swoje odczekać, co szczególnie uciążliwe było tuż przed terminem rozpoczęcia.
Jeżeli zaś chodzi o jakość samych prelekcji, to , ale bardzo denerwujące było dla mnie stężenie sepleniących prelegentów. Nie mówię tutaj o lekkiej wadzie wymowy, ale o rażącym defekcie, który sprawiał, że przez pierwsze 10 minut musiałem się przyzwyczaić do tego, żeby rozumieć, co mówi prowadzący, po kolejnych 10 minutach zaczynałem się denerwować, a po następnych wychodziłem, bo żaden temat nie jest wart wysiłku, do jakiego zmuszałoby mnie wytrwanie do końca. W kolejnych dniach już z listy interesujących mnie punktów programu automatycznie skreślałem, te których autorów już „poznałem”. To wielka szkoda, bo tematy były niezwykle interesujące, a prelegenci sprawiali wrażenie, jakby znali temat, ale czy nie mógł ktoś inny skorzystać z ich wiedzy i poprowadzić tej prelekcji? Rozumiem też, że dla wielu ludzi to jest bardzo duża frajda, żeby osobiście poopowiadać publiczności o czymś, na czym się zna, w czym jest się specjalistą, jednakże nie wolno zapomnieć o tym, że prelekcje są po to, żeby słuchacze mogli się czegoś dowiedzieć i miło spędzić czas, a nie po to, by prelegent mógł sobie pogadać.
Rozumiem, że organizatorzy nie zawsze mieli możliwość zweryfikowania twórców programu, zwłaszcza pod kątem dykcji i wad wymowy, dlatego tutaj nie mam pretensji. Nie jestem jednak w stanie wybaczyć sepleniącego prowadzącego konkurs cosplay będący jednym z głównych atrakcji. O ile wypadku prelegentów jestem w stanie wybaczyć organizatorom, to już na sepleniącego, mylącego się, i przekręcającego opisy cosplayerów konferansjera nie może być zgody.
Samo ułożenie punktów programu także mogłoby zostać lepiej przemyślane. Panel dyskusyjny o na temat filozofii i religii w fantastyce, to temat może i budzący zainteresowanie, ale – powiedzmy sobie szczerze – mocno oklepany. Już pomijam sepleniącego prowadzącego, bo w tamtym momencie uznałem to już za pewną cechę charakterystyczną konwentu. Jednocześnie jeszcze bardziej kiczowatym, a co z tym związane – niezwykle chwytliwym tematem był panel pod tytułem „Erotyka i fantastyka”. To jeszcze samo w sobie nie byłoby takie złe, wszak vox populi vox Dei, gdyby nie to, że dwie godziny później programie znalazła się prelekcja pod tytułem „Erotyka w fantastyce” prowadzona przez jednego z panelistów.
Nie chcę jednak, by wyglądało na to, że nawieszałem psów na bardzo udanej – przecież imprezie, jaką był Polcon 2016. Wiele interesujących spotkań z uznanymi twórcami, warsztatów czy wreszcie prelekcji (z których niektóre były naprawdę interesujące i dobrze poprowadzone), a do tego niesamowity koncert inauguracyjny i ciekawy występ grupy tanecznej wieńczący konkurs cosplayowy, to sprawiło, że wróciłem z imprezy radosny, zadowolony i z głową pełną inspiracji. Cieszę się, że byłem na tym wydarzeniu i polecam, a tym, którym nie udało się być na tegorocznym Polconie, być może zrekompensują to zdjęcia, których autorem jest Marek Czowgan.
Chciałbym, żeby wszyscy nauczyciele historii opowiadali o wydarzeniach tak, jak państwo Cholewowie. Prelekcje z ich udziałem uważam za jedne z najlepszych, mimo że czasem były nawet nie do końca związane z fantastyką (np. o bitwie pod Austerlitz). Gratulacje dla Autora za prelekcję dotyczącą paradokumentów. A właśnie – czy do tej kategorii zaliczają się filmy takie jak “Open Window” czy “Cybernatural”, czyli ukazujące obrazy “na żywo” z kamerki w komputerze?
Świetna relacja, oby więcej takich! Aż człowiek żałuje, że był w tym momencie na wyjeździe. A Harley… smakowita.