Recenzja filmu Egzorcyzmy Dorothy Mills

Na plakacie filmu „Egzorcyzmy Dorothy Mills” znajduje się napis, zgodnie z którym film jest równie poruszający jak hiszpański „Sierociniec” (rewelacyjny dramat z elementami horroru). Niestety, prawda jest jednak taka, że „Egzorcyzmów…” nie powinno się porównywać do takich udanych filmów, gdyż im to nie służy.

Nowoczesne egzorcyzmy

Jane Morton (grana przez Carice van Houten) to młoda psychiatra, która stara się pomóc Dorothy Mills. Dziewczynka ma czternaście lat i sadystyczne zapędy, a w dodatku posiada niezwykły „dar”, przez co połowa mieszkańców wyspy jej nienawidzi, a druga połowa – z księdzem na czele – próbuje wykorzystywać ją do własnych celów.

Najmocniejszą stronę filmu stanowi wspomniana Jane Morton – kobieta wyraźnie wyróżnia się na tle tubylców nie tylko tym, że dobrze wcieliła się w swoją rolę, ale po prostu miło jest oglądać kogoś, kto nie jest tak szpetny lub nawiedzony jak mieszkańcy wyspy.

Co na to Emily Rose?

Tytuł produkcji w oczywisty sposób nawiązuje do filmu „Egzorcyzmy Emily Rose”, z którym niestety nie ma zbyt wiele wspólnego. To jednak nie jest winą twórców, tylko polskich tłumaczy, którzy po raz kolejny próbowali zabłysnąć i do „Dorothy Mills” wtrącili swoje trzy grosze. Prawda jest taka, że egzorcyzmów w filmie nie ma, a przynajmniej nie takich, jakich mogliby oczekiwać widzowie, którym spodobała się historia Emily Rose.

Gdyby „Egzorcyzmy Dorothy Mills” nie były porównywane do „Sierocińca”, a tłumacze nie popisywaliby się swoim sprytem, film można by uznać za w miarę udany kryminał z elementami dramatu i nutką horroru. Tak niestety widz będzie bardzo rozczarowany.